Polska nie zbuduje elektrowni atomowych. Za 5 lat zabraknie nam energii

Polska nie zbuduje elektrowni atomowych. Za 5 lat zabraknie nam energii

Elektrownie jądrowe w Polsce nie powstaną, ponieważ ich budowa jest zbyt droga. Problemem dzisiaj jest to, czy za 5 lat ludzie będą mieli energię, bo jest niemal pewne, że za 5 lat w Polsce pojawią się braki energii – mówi  prof. Władysław Mielczarski z Politechniki Łódzkiej.

Mówi pan, że w Polsce nie powstaną elektrownie jądrowe. Z czego ta opinia wynika?

Prof. Władysław Mielczarski: – Ta opinia wynika z oceny stanu obecnego polskiej energetyki. Został on bardzo dobrze opisany w dokumencie Ministerstwa Klimatu i Środowiska „Sprawozdanie z wyników monitorowania bezpieczeństwa dostaw energii elektrycznej za okres od dnia 1 stycznia 2019 r. do dnia 31 grudnia 2020 r.”, który opublikowano w sierpniu 2021 r. 

Dokument jest podpisany przez Ministerstwo Klimatu, ale z materiałów, jakie tam się znajdują, wynika, że został on przygotowany przez Polskie Sieci Elektroenergetyczne (PSE). To słuszne posunięcie, ponieważ PSE ma najlepszą wiedzę o funkcjonowaniu systemu elektroenergetycznego.

Z tego opracowania wyraźnie wynika, że aby zachować bezpieczeństwo dostaw energii to do roku 2030 trzeba wybudować od 8 tys. do 10 tys. MW dyspozycyjnych mocy wytwórczych. Dokument stwierdza, że od roku 2024 rozpoczną się braki w dostawach energii elektrycznej i że nie ma w tej chwili środków zaradczych, które by temu zapobiegły. 

Problemem dzisiaj nie jest budowa elektrowni jądrowych, lecz to, czy za 5 lat ludzie będą mieli energię… Elektrownia jądrowa w Polce może najwcześniej zostać wybudowana ok. 2040 r., czyli za późno.

Skoro energii będzie brakowało za 5 lat, to braki mogą wystąpić także w dalszej przyszłości, więc elektrownia jądrowa tym bardziej będzie potrzebna…

– W przypadku budowy elektrowni jądrowych w Polsce trzeba brać pod uwagę kilka istotnych elementów, które przemawiają za tym, że taka elektrownia nie powstanie. 

Po pierwsze: nie mamy i nie będziemy mieli na to pieniędzy. Dzisiaj koszt budowy 1000 MW w elektrowniach jądrowych w Europie wynosi ok. 10 mld dolarów, czyli blisko 40 mld zł. W przypadku Chin czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich te koszty mogą być niższe, ale tam są inne standardy np. te dotyczące bezpieczeństwa.

Drugi powód to sprzeciw opinii publicznej. Już dzisiaj duża część społeczeństwa jest przeciwko budowie elektrowni jądrowych, a ten odsetek jeszcze wzrośnie, kiedy wyznaczy się lokalizację elektrowni.

Po trzecie: na elektrownię jądrową nie zgodzi się społeczność międzynarodowa, a szczególnie – niemiecka. Niemcy już dawno zaczęli protestować przeciwko elektrowniom jądrowym w naszym kraju; premier Brandenburgi wysyłał oficjalne listy do polskiego rządu. Niemcy nie zgodzą się, by sąsiad za płotem postawił im elektrownię jądrową…

Kolejny argument? Niewystarczająca infrastruktura przesyłowa. W raporcie Ministerstwa Klimatu dobrze opisano, jakie problemy sieciowe widać dzisiaj w Krajowym Systemie Elektroenergetycznym (KSE). PSE SA już dzisiaj ma olbrzymie problemy z przesyłaniem energii z farm wiatrowych z północy Polski na południe… Bo większość farm wiatrowych pracuje na północy, bo tam bardziej wieje, ale większość odbioru jest na południu.

Jeżeli jeszcze wybudujmy morskie farmy wiatrowe o mocy 5,9 tys. MW, a takie są plany, to nie będziemy w stanie przesłać wyprodukowanej tam energii, ponieważ do 2030 r. nie zbudujemy 5 linii 400 kV z Pomorza na południe Polski – do województwa śląskiego, małopolskiego i dolnośląskiego. A zatem dajmy sobie spokój z elektrowniami jądrowymi, bo gdy je wybudujemy to kłopoty z przesyłem energii będą jeszcze większe…

Niedawno prezydent Andrzej Duda rozmawiał z prezydentem Emannuelem Macronem a premier Mateusz Morawiecki – z prezesem EDF. A zatem coś chyba jest na rzeczy?

– Prowadzimy grę ekonomiczno-polityczną z Francją – na zasadzie, że może od was kupimy elektrownie jądrowe, a wy nas poprzecie w głosowaniach w instytucjach UE. Francuzi szukają rynków zbytu dla swoich technologii jądrowych; mają u siebie duży przemysł jądrowy, a na świecie jest niewielu chętnych na ich technologię. Budowane bloki Olkiluoto 3 i Flamanville 3 mają kilkuletnie opóźnienia i duże przekroczenia kosztów…

To może amerykanie z Westinghouse?

– Właścicielem Westinghouse pozostaje  fundusz inwestycyjny z Kanady; oni nie mają wystarczających środków. Westinghouse kończy budowę dwóch bloków w Stanach Zjednoczonych – i tam także są duże opóźnienia i przekroczenia kosztów.

Ostatnio wiele się mówi o małych, modułowych reaktorach. Może to jest wyjście dla Polski?

– Małe reaktory jądrowe to odległa perspektywa. W Polsce mogą one powstać znacznie później niż duże reaktory, może gdzieś ok. roku 2050-60.

Warto pamiętać, że małe reaktory jądrowe to nie jest nowy pomysł – nad tym pracuje się od wielu lat. Podejmowano wiele prób – np. wojsko USA próbowało budować takie reaktory, aby mieć dostęp do energii w miejscach dalekich od sieci, jak Alaska czy Grenlandia. I takie próby zawsze źle się kończyły.

Udało się wykorzystać małe reaktory jedynie w przypadku okrętów podwodnych, lodołamaczy i lotniskowców. Niemcy w latach 60. wybudowali jeden statek handlowy z napędem jądrowym, ale potem dali sobie z tym spokój…

Na świecie jest prowadzonych wiele projektów małych modułowych reaktorów, ale jeszcze żaden z nich nie ma zatwierdzenia ze strony Komisji Dozoru Jądrowego w Stanach Zjednoczonych. Jedynie projekt Nu Scale dostał od amerykańskiego dozoru ogólną zgodę na zastosowanie technologii. 

Warto zdawać sobie sprawę, że koszty tej technologii będą olbrzymie. To nie tak, że jeśli blok 1000 MW kosztuje 10 mld dolarów, to mały blok 200 MW będzie kosztował 2 mld dolarów… Blok 200 MW wymaga ok. 1/3. kosztów dużego bloku, co oznacza, że energia w nim wyprodukowana będzie o ok. 30 proc. droższa niż w przypadku dużych jednostek!

Skoro małe reaktory działają na okrętach podwodnych i lotniskowcach, to dlaczego mają nie działać na lądzie…

– Proszę nie żartować… W przypadku zastosowań wojskowych można zapomnieć o kwestiach ekonomicznych, które nie są brane pod uwagę. To nie są zastosowania cywilne. 

Gdyby budowa cywilnych małych reaktorów jądrowych była tania i prosta, no to na całym świecie wszyscy już by te reaktory mieli.

Wróćmy do polskiej rzeczywistości. Co będzie, jak zacznie brakować energii?

– Co się stanie, tego do końca nie wiadomo; na pewno będziemy się posiłkować importem energii, ale tu są ograniczone możliwości. W Niemczech także pojawiają się energetyczne braki, a będą one jeszcze większe po wyłączeniu elektrowni jądrowych. 

W Niemczech wszystkie główne siły polityczne – od lewa do prawa – są za tym, aby wyłączyć elektrownie jądrowe; nie sądzę, żeby to się zmieniło. Niemcy mogą nam pomagać w sytuacji, kiedy będzie dużo wiatru i będą pracowały elektrownie wiatrowe, ale jak wiatr nie zawieje ,to nam nie pomogą.

Skończy się na tym, że w Polsce będziemy przeciągać pracę starych bloków węglowych, ale luki wielkości 8 czy 10 tys. MW nie przeskoczymy… W efekcie za ok 5 lat będziemy mieli stopnie zasilania. To jest praktycznie pewne.

Firmy energetyczne wiedzą, jaka jest żywotność ich bloków. Z czego wynika ta zapaść inwestycyjna?

– To jest złożona sprawa. Ważna jest tu kwestia koordynacji działania OSP, który jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo funkcjonowania KSE, ale sam nie dysponuje zasobami, aby to bezpieczeństwo zapewnić. 

Z drugiej strony są firmy energetyczne, które mają zasoby, ale które nie są odpowiedzialne za bezpieczeństwo systemu energetycznego. PSE mówi, że brakuje nam mocy wytwórczych, ale samo nie jest w stanie nic zrobić. 

Firmy energetyczne nie wiedzą, czy mocy w systemie brakuje czy nie , ponieważ żadna firma nie ma całościowego poglądu. Co więcej, biznesem firmy energetycznej nie jest dbanie o bezpieczeństwo energetyczne. 

Co prawda pozapisywano w statutach spółek energetycznych, że mają one także dbać o bezpieczeństwo energetyczne, ale to są martwe zapisy. Brakuje centralnego regulatora, który powinien długoterminowo planować rozwój KSE. Takim koordynatorem powinno być Ministerstwa Aktywów Państwowych.

Mamy zatem sytuację, że PSE nie ma możliwości zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego, firmy mówią, że to nie jest ich biznes, a politycy, jak to politycy, patrzą tylko w perspektywie najbliższych wyborów…

Czyli lepiej już było

– Było cały czas gorzej… Decyzje podjęte w latach 2012-13 dotyczące budowy nowych bloków w elektrowniach Kozienice, Opole, Jaworzno oraz bloków w Płocku i Włocławku tylko przesunęły krytyczny punkt – nie zniwelowały wszystkich bolączek, ponieważ tych inwestycji było za mało. 

Ministerstwo Klimatu mówi o nowych mocach rzędu 8-10 tys. MW, które trzeba wybudować w ciągu 9 lat, a my w ciągu ostatnich 15 lat wybudowaliśmy niecałe 5 tys. MW i to dzięki brutalnym decyzjom rządu, łącznie z wyrzuceniem prezesa PGE, który nie chciał budować dwóch nowych bloków w Elektrowni Opole. Powodem obecnej sytuacji jest brak skoordynowanych decyzji na szczeblu politycznym.

Ta sytuacja pogarsza się. Jednym z problemów transformacji energetycznej jest to, że nie skoordynowaliśmy transformacji i nie zapewniliśmy odpowiedniej infrastruktury. 

Transformacja jest możliwa, pod warunkiem, że mamy infrastrukturę. Infrastruktura energetyczna z grubsza dzieli się na dwie części. Pierwsza to ta przesyłowa, która pozwoli rozwiązać problemy z przesyłem energii z elektrowni wiatrowych i jądrowych. 

Druga to moce wytwórcze – zawsze dyspozycyjne. My możemy sobie budować wiatraki i panele, ale muszą istnieć dyspozycyjne źródła, które będą produkowały energię, kiedy przyjdzie luty, będzie godzina 20, minus 15 stopni Celsjusza i nie będzie słońca i nie będzie wiatru… 

Ktoś wtedy energię musi wyprodukować. Społeczeństwa i przemysłu nie odłączymy, a jak przyjdą stopnie zasilania, to będzie chaos i załamanie gospodarki.

 

Źródło: wnp.pl

Dodaj komentarz

%d bloggers like this: